Aleksander Jackowski: Niebo Nikifora – sprawiedliwsza ziemia

Nikifor, biedny na ziemi, w niebie zostanie mędrcem, będzie nauczał, grał na skrzypcach, malował na prawdziwych sztalugach. Niebo rekompensuje biednym trudy ziemskiego życia, w piekle zaś smażą się bogaci, którzy krzyw­dzili innych – pisał Aleksander Jackowski w książce „Świat Nikifora”. W „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Nikifor. Epifania niewinności” przypominamy fragment tej pracy.

Jedni sądzą, że namalował trzydzieści tysięcy obrazów, inni, że więcej, pięć­dziesiąt, siedemdziesiąt tysięcy. Wynik do Księgi Guinnessa. Ale on nie my­ślą! o ilości, malował, ponieważ tylko tak mógł zrealizować swe życie. Przed­stawiał świat i go komentował. Jego pamięć i wrażliwość oka zdumiewają. Kiedy chciał, mógł, nie patrząc na wcześniejszy rysunek, na drugim powtó­rzyć tło, sytuację, zmieniając tylko główny wątek. Wspominałem już o cyklu obrazów przedstawiających księdza z wiatykiem, idącego od położonego na szczycie góry kościoła aż do domu znajdującego się w dolinie. Czterdzieści kilka obrazów, na każdym ta sama sceneria, zmienia się jedynie ruch księ­dza i towarzyszących mu ministrantów. Przekładałem szybko kartki, jak w dziecięcym kinetoskopie, a Nikifor się śmiał, rad z konceptu. Później sprze­dawał obrazki pojedynczo, wystarczyła mu radość tworzenia serii. Jedna z nich, Uzdrowienie chorej, zachowała się w Muzeum Okręgowym w Nowym Sączu. Pod szybą umieszczono na planszy całą opowieść, naklejając obok siebie obrazki, co jednak niweczy efekt ruchu.

Nikifor malował niebo, ziemię, świętych i samego siebie, a przedstawiając sceny z wyobraźni, wchodził w krąg zabiegów – nazwijmy to tak – psycho­terapeutycznych. Zabawa, świadomość fantastyki łączyły się z potrzebą kom­pensacji, osiągnięcia spokoju wewnętrznego. W ten sposób nabierał pewno­ści, kim jest w wyimaginowanym świecie: wielkim malarzem (Matejką!), sługą Bożym, któremu dana jest moc twórcza, który może – na obrazach – wymierzać sprawiedliwość, a więc karać niedobrych (nikogo jednak nie wywyższał, nie kierował do nieba, czyli do dobrej loży obok ołtarza).

Sądzę, że Nikifor malując, mógł przeżywać stany napięcia, wiary, euforii, jak pisa­rze, którzy wczuwali się w losy swych bohaterów

Sądzę, że malując, mógł przeżywać stany napięcia, wiary, euforii, jak pisa­rze, którzy wczuwali się w losy swych bohaterów. Lew Tołstoj, gdy napisał o śmierci Anny Kareniny, wykrzyknął z bólem: „Jak ona mogła?” Piotr Czaj­kowski, komponując muzykę do listu Tatiany w Eugeniuszu Onieginie, tak się tym wzruszył, że próbował popełnić samobójstwo. Spójrzmy na kulturę ludową, na znaczenie, jakie może mieć rzecz napisana, fotografia, kłębek włosów. Magia jest w każdym z nas, dlatego piszemy na drzwiach mieszka­nia K + M + B, nie lubimy, kiedy czarny kot przebiegnie drogę, kiedy stłucze się lusterko. Być może Nikifor, malując sytuacje kompensacyjne, przeżywał je, podobnie jak się przeżywa marzenia bądź lęki.

Niebo Nikifora jest lepszą, sprawiedliwszą ziemią. Niebianie jeżdżą doroż­kami na balonach, tak jak zamożni goście w Krynicy. Biedni trzęsą się na wozach z kołami okutymi blachą, ale bogaci mają opony jak w samocho­dach. Oczywiście i święci tak się poruszają. Noszą duże czapy z nausznikami i ciepłe rękawice, by nie zmarznąć w zimie, szaty też mają podobne do ziem­skich, tylko bardziej powłóczyste. Ich głównym zajęciem jest modlitwa, chwa­lenie Pana, poza tym uprawiają różne rodzaje sztuk, czytają święte księgi. Nikifor, biedny na ziemi, w niebie zostanie mędrcem, będzie nauczał, grał na skrzypcach, malował na prawdziwych sztalugach. Niebo rekompensuje biednym trudy ziemskiego życia, w piekle zaś smażą się bogaci, którzy krzyw­dzili innych. Nikifor namalował setki obrazów, w których dawał wyraz swej wierze w sprawiedliwość i w szczególny los malarzy. Kreował rzeczywistość, ukazywał nie to, co jest, lecz to, co być powinno. „Po co malujesz?” – zapyta­łem go kiedyś. „Żeby ludzie wiedzieli, jakie jest Niebo i jakie Piekło. Żeby wiedzieli...”

Przedstawiając rzeczywistość, zmieniał ją: mój dom podwyższył o piętro, przy chodniku posadził drzewa. Uwznioślał, kiedy chciał. Tworzył wspaniałe dworce kolejowe, tunele, wielkie budowle. O pięknym gigantycznym bu­dynku, rozkraczonym nad miastem, powiedział: „To Ameryka!” Nie zrozu­miałem, więc dodał: „Robią pieniądze. W każdym domu robią pieniądze, dolary!” Posługiwał się wzornikami architektury secesyjnej, ilustracjami. Przeglądając zawartość jego skrzyni, mogłem się przekonać o rozwoju jego talentu, o dochodzeniu do mistrzostwa. Zmieniał się, rozwijał. W jego obra­zach przeszłość i teraźniejszość nakładają się na siebie. Na przykład w Ucieczce do Egiptu namalował lecący aeroplan, taki sam, jaki mógł widzieć w latach pierwszej wojny światowej. Ale i sama Ucieczka była niezwykła, Święta Ro­dzina płynęła w łodzi, której dziób miał kształt głowy osiołka.

Nie dziwił się osiągnięciom techniki. Samolot, radio, zegarek, samochód, telewizor, telefon – wszystko było oczywiste, skoro było. Nauka i technika nie mogły osłabić jego wiary.

Nikifor eliminował rzeczy, które go nie interesowały, i ta zdolność bezwzględnej selek­cji też przyczynia się do tego, że jego prace są tak sugestywne

Znakomite są „architektury”, zarówno malowane w terenie, jak i fantastycz­ne. Sytuował je bezbłędnie w przestrzeni, czując skalę budynku, detalu. Prze­kształcał poszczególne elementy, fantazyjnie kształtował dachy domów, jedne wydłużając, drugie modelując tak, że stawały się kamienną czapą skrywa­jącą ściany. W kopule budynku, który przypomina kościół ewangelicki w War­szawie, zrobił wyłom, wdzierając się klinem do środka, inną kopułę świąty­ni przedstawił jak pikielhaubę, gdzie indziej hełm potraktował jako tło dla orła. Na rysunki z kościołami czy cerkwiami nanosił postacie biskupów (księży), płasko, w sposób uproszczony, rysując je na tle już gotowych wi­zerunków. Architekturę zmieniał, ale postać kapłana zawsze była taka sama, jakby wycięta z papieru, przedstawiona frontalnie. Podobnie trakto­wał drzewa, zawsze schematycznie, jako element dekoracyjny. Nikifor eliminował rzeczy, które go nie interesowały, i ta zdolność bezwzględnej selek­cji też przyczynia się do tego, że jego prace są tak sugestywne.

Poczucie humoru miał duże, portretując w ten sposób świat. Na wielu widokach miast umieszczał śmieszne postacie na dachach: samego siebie, na ogół jednak manekiny, podobne do tych, które stały w witrynach zakładów fryzjerskich, po­piersia, czasem z palącym się papierosem w ustach, albo parę narzeczonych – on przy kominie na jednym domu, ona na drugim po przeciwległej stronie ulicy. Kształtował fantastyczne budowle, na przykład banki, filharmonie, synagogi, wyposażając je w symboliczną dekorację. Tak więc synagogi często wieńczy siedmioramienny świecznik. Zdarza się, że zapalone świeczniki znajdują się po bo­kach kopuły, na szczycie zaś widnieje wielka gwiazda Dawida.

Kształtował fantastyczne budowle, na przykład banki, filharmonie, synagogi, wyposażając je w symboliczną dekorację

Wspaniale się bawił, wymyślając pomniki. Można na ich przykładzie anali­zować konwencję pomnika reprezentacyjnego. Posługiwał się alegorią i ele­mentami charakterystycznymi dla wyrażenia idei pomnika, między innymi ułana, kolejarza, malarza, muzyka. Pomnik zawsze stoi na stosownym miej­scu, w mieście, na placu, na skwerze, na cokole lub kolumnie i, co ciekawe, pod wielkim grzybem bądź parasolem. Niekiedy są to konstrukcje, których wzorem stały się czołgi i armaty stawiane po wojnie na postumentach ku czci żołnierzy Armii Czerwonej. Na pomnikach, na nagrobku marszałka Piłsudskiego umieszczał flagi, oczywiście biało-czerwone.

Chętnie malował cyrk, orkiestrę, często w dwóch poziomach: na górnym – sceny z nieba, na dolnym – ziemskie. Gdy na górze grają na harfach, na dole rzępolą na skrzypcach, jak w muszli na krynickim deptaku. Podejmował, a robił to pięknie, tematykę fantastyczną, przedstawiał cudowne słońca, księ­życowe noce, połowy ryb.

Aleksander Jackowski

Artykuł stanowi fragment książki Aleksandra Jackowskiego Świat Nikifora opublikowanej nakładem wydawnictwa słowo/obraz terytoria. Publikujemy za zgodą Wydawnictwa.