Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Jerzy Kopański: Niemieckie szaleństwo w praktyce

Jerzy Kopański: Niemieckie szaleństwo w praktyce

Statystycznie rzecz biorąc, uznać można, że pomimo braku reparacji wojennych i wsparcia ze strony bratnich narodów, z czasem udało nam się odbudować po katastrofie lat 1939-1945. Istnieją jednak obszary, w których naród polski został strzaskany tak mocno - zarówno w czasie wojny, jak i w dobie komunizmu, że dotarcie do poziomu z sierpnia 1939 jest nie tylko cywilizacyjnym wyjściem „na zero”, ale jednym z głównych wyzwań III RP - dla „Teologii Politycznej Co Tydzień”: Intelligenzaktion. Oblicza zbrodni pisze Jerzy Kopański.

Operacja Tannenberg rozpoczęła się we wrześniu 1939 roku,  była planowana szczegółowo od sierpnia.  Była realizacją wizji Hitlera o biologicznym wyeliminowaniu przeciwnika, w tym wypadku polskich elit. Podobne działania podejmowali Sowieci na ziemiach, które padły ich łupem po 17. Września, czego najlepszym skrótem jest los oficerów Wojska Polskiego w Katyniu. Likwidacja elit II Rzeczpospolitej stanowi jedną z tych strat, których Polakom nie udało się wyrównać do dziś.

Zbrodnie niemieckie popełniane od początku wojny uderzają swoją dwutorowością. O aspektach moralnych nie będę wspominał, te są i jasne i eksploatowane na najwyższym krajowym poziomie, szkoda tylko, że z eksportem tego towaru mamy tak duże trudności. Wracając jednak, najbardziej zdumiewające jest polityczne szaleństwo tej akcji,  stanowiącej dowód osobistego szaleństwa Hitlera. Popatrzmy.

Wrzesień ‘39 – czas niebezpieczny dla… Niemców

Brytyjsko-polskie gwarancje dwustronne udzielenia pomocy, gdyby któreś z państw zostało zaatakowane przez Niemcy z kwietnia 1939 roku rozwścieczyło Hitlera i nazistowską wierchuszkę.  Były dla Hitlera wystarczającym dowodem do zniszczenia Polski – w której jeszcze nie tak dawno chciał widzieć sojusznika. 23 sierpnia zawiązany zostaje pakt Ribbentrop-Mołotow, znany także jako plan czwartego rozbioru Polski. Pakt z punktu widzenia niemieckiej dyplomacji  był bardzo ryzykowny dla III Rzeszy. Atak na Polskę ramię w ramię z ZSRR miał powstrzymać interwencję Brytyjską i francuską (Francja była już wówczas sojusznikiem II RP). Atak na Polskę zaplanowano na 26 sierpnia. Jednak dzień przed planowanym atakiem pojawiła się komplikująca planu Fall Weiss. Była nią informacja o zawarciu sojuszu między Wielką Brytanią a Polską. W tym czasie Benito Mussolini oświadczył, że Włochy nie przystąpią do wojny. Konsternacja jednak trwała krótko – wzmocnienie deklaracji polsko-brytyjskich i wycofanie się Włoch było mniej dla Niemiec strasznie, niż nęcące się okazały publiczne deklaracje Stalina o pozostawieniu Armii Czerwonej na polskiej granicy. I tak 1. września historia urwała się z łańcucha.

Już 48 godzin później Niemcy wpadli w panikę. Francja i Wielka Brytania dochowały wierności umowom międzynarodowym i wypowiedziały Niemcom wojnę. Linia Maginota – czyli granica niemiecko-francuska była niemal otwartą autostradą na Berlin – strzegło jej raptem kilka niemieckich batalionów.  Stalin czekał na rozwój wypadków. Na marginesie tego należy dodać tylko kilka informacji, które dopełnią kontekstu szaleństwa Niemiec i chytrości Stalina. Deklaracje sojusznicze dawały Francji i Wielkiej Brytanii dwa tygodnie na interwencję militarną. Czas ten upłynął 17.09 i Armia Czerwona weszła do Polski przedstawiając się, jako wyzwoliciele. Hitler do tego czasu zdążył się otrząsnąć z szoku – na zachodzie było niemal cicho i pogodzić z tym, że wywołał wojnę o zasięgu europejskim, czego tak chciał uniknąć. Polska stała w ogniu.

Hitler świadomy zagrożenia z zachodu co najmniej trzykrotnie (o trzech przypadkach wiem: 29. września, 1. i 6. października)) warunkowo skłonny był się zgodzić na stworzenie dość marionetkowego, ale jednak państwa polskiego.  Miało ona z grubsza pokrywać się z  terenami, które wkrótce stały się generalną gubernią. Warunkiem tym było zakończenie wojny z Wielką Brytanią i Francją. Warunek ten został odrzucony, a III Rzesza zaczęła przygotowania do rozprawienia się Francuzami. 

Nie tylko podbić Polskę, lecz ją zniszczyć

Taki rozwój wypadków powinien sugerować kierownictwo NSDAP by od 3. Września – początku bardzo realnych kłopotów politycznych Rzeszy – kierowaniem się w walce kodeksem rycerskim i dążeniem do uspokojenia sytuacji międzynarodowej. Jednak to, co Niemcy wyprawiali na polskich ziemiach od pierwszych dni września licuje nie nawet z rozsądkiem, czy strachem, ale z planami politycznymi Hitlera, który, powtórzę, co najmniej do 6. października widział możliwość stworzenia szczątkowego państwa polskiego. 

Rewersem zdrobni o charakterze eugenicznym, o którym była mowa kilka numerów temu była Intelligenzaktion, w ramach operacji Tannenberg.  Eugeniczne podstawy pchały Niemców do anihilacji wszystkich ludzi „społecznie nieużytecznych”: chorych psychicznie, kalekich, niepełnosprawnych umysłowo (niekiedy nawet głuchych, czy słabo widzących) w tym także przedstawicieli niższych, tzn. innych ras, szczególnie Słowian, Żydów i Cyganów. Jednak w przededniu wojny Niemcy przygotowani listę 61 tysięcy nazwisk ważnych Polaków, których należy zgładzić. Termin „Intelligenzaktion”, czyli akcja inteligencka nie oddaje istoty tego planu, bo w rzeczywistości nie chodziło o inteligencję, lecz o zjawisko szersze – polskie elity. Na tej liście byli nauczyciele, lekarze, kler, urzędnicy, ale także przedsiębiorców i liderów robotniczych i rolniczych – jeśli np. byli liderami działających w sposób sformalizowany stowarzyszeń, etc. Akcję nadzorować miał osobiście Reinhardt Heydrich.  Prawie wszystkie osoby, które znalazły się na tej liście, nie doczekały końca wojny.

Wydawać się może, że te dwie zbrodnie – a każda z nich była procesem długotrwałym, są logicznym błędem. Jednak sięgając do wypowiedzi Hitlera, czy do praktyki politycznej i prawnej Generalnej Guberni – pokazują, przepraszam za stylistyczny nadmiar, ale inaczej nie podobna tego wyrazić – diaboliczną naturę polityczności III Rzeszy. Z jednej strony pragnęli usunąć ludzi „społecznie nieprzydatnych”, z drugiej zniszczyć wszelkie możliwe elity, a po trzecie – zdemoralizować tych, którzy przeżyli i ograniczyć edukację do minimum (pars pro toto: zamknięcie szkół i produkcja dzikiej ilości alkoholu za grosze).  Chodziło o ograniczenie populacji Polaków do sprawnych fizycznie, psychicznie zdrowych i niewyobrażalnie głupich. Pamiętamy te dysputy na temat optymalnego wykształcenia Polaka na niemiecką modłę, z preferowaną matematyką w zakresie najprostszych działań do granicy liczby 500 i niekonieczności opanowania sztuki pisania.

Po wojnie, czyli takie będą rzeczy pospolite…

Pisze poeta, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Państwo można pokonać, a jego treść zniszczyć. Treścią narodów są nie tylko ludzie, ale kultura (po upadku powstania warszawskiego do Berlina pojechało 60 tysięcy wagonów z rozkradzionym mieniem – pierwszy przykład, który przychodzi do głowy), tradycja polityczna i wyznaniowa, elity, które prowadzą państwo. Polacy za sprawą wojny – nie tylko okupacji niemieckiej, ale także radzieckiej (w tym sławnej ucieczce oficerów do Mandżurii) swoje elity stracili. Spadli w otchłań komunizmu, którego żniwo, choć liczby tego nie wyrażą, okazały się równie dotkliwe. Jarosław Marek Rymkiewicz w jednym ze swoich esejów pisał, że czasy PRL były poza historią Polski. Miło jest móc się wyabstrahować z konkretu historycznego. Nawet jeśli PRL znajduje się poza historią, to historia Polski jest naznaczona tą czterdziestoletnią pustką. Winszować sobie możemy około 5 milionów magistrów – wspaniały wynik. Nie odbija on się jednak specjalnie w literackości polszczyzny słyszanej na każdej ulicy i dowolnym zakładzie pracy.  Mało tego,  widząc profesorów-politruków w telewizorze, bredzących paskudnym językiem niedorzeczności tak straszne, iż z każdego miejsca żałość człowieka ujmuje, widać, że zapaść, którą nam zgotowała ciotka historia jest przerażająca. A prawdziwie wybitnych postaci, naprawdę nie schlebiajmy sobie zbyt łatwo, jest niewiele. Przedwojenny inteligent znał łacinę, grekę i dwa języki nowożytne, niezależnie właściwie od specjalizacji naukowej. „A my z nie własnej winy, aż się przyznawać hadko, nie znamy już łaciny – i z polskim nam niełatwo”, jak to ujął przed laty Kaczmarski. Obniżając poziom kształcenia, kolorując drwali, zamiast uczyć się matematyki, współrealizujemy niemiecką Intelligenzaktion. W sprawie prenatalnego uśmiercania dzieci „społecznie nieużytecznych” tak widowiskowo protestowały w ostatnim czasie panny wyklęte współczesności, zakładając  za pięknym wierszem Seweryna Goszczyńskiego czarną sukienkę.

Jerzy Kopański


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.