Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Magdalena Bajer: Bilet powrotny (normalny)

Magdalena Bajer: Bilet powrotny (normalny)

Jeśli się zastanawiamy dlaczego, po z górą stuleciu zaborów, Polski organizm państwowy szybko się zrósł, mimo niemałych różnic w rozwoju cywilizacyjnym poszczególnych jego części, trzeba postudiować, choćby pobieżnie, losy inteligentów z przełomu poprzednich dwu wieków


Jeśli się zastanawiamy dlaczego, po z górą stuleciu zaborów, Polski organizm państwowy szybko się zrósł, mimo  niemałych różnic w rozwoju cywilizacyjnym  poszczególnych jego części, trzeba postudiować, choćby pobieżnie, losy  inteligentów z przełomu   poprzednich dwu wieków -
przeczytaj recenzję z najnowszego numeru miesięcznika Odra

 

Pojęcie: modernizacja odnosimy  zwykle do  wysiłków podejmowanych  w Drugiej Rzeczypospolitej, przez jej elity wspierające władze  państwa, które odzyskawszy niepodległość i odziedziczywszy, różne w różnych sferach życia, zacofanie,  starały się uczynić Polskę państwem nowoczesnym, możliwie najszybciej pokonując owo obciążające dziedzictwo. I  widzimy te wysiłki na, niekoniecznie wyrazistym i zróżnicowanym tle krajów europejskich en bloc, także Stanów Zjednoczonych Ameryki, na którym wypadają niezadowalająco.

Pojęcia: modernizacja  w odniesieniu do współczesności używamy z konotacją krytyczną, nazywając tym mianem to, co się nam ciągle nie udaje albo udaje marnie, a stanowi zestaw wspólnych aspiracji państwa i  społeczeństwa, choć nie zawsze i nie we wszystkich aspektach zbieżnych. Posługujemy się tym pojęciem także jak kategorią oceny – polityków, ekonomistów, działaczy, ekspertów w różnych dziedzinach.  Rzadziej natomiast  szukamy wiedzy o  modernizacyjnych poczynaniach w pracach historyków czy to przeglądowych, czy monograficznych poświęconych poszczególnym epokom albo poszczególnym dziedzinom życia. Dlatego nie funkcjonuje w świadomości  coś takiego jak dzieje   modernizacji w  Polsce, których znajomość, jak sądzę, byłaby przydatna dzisiejszym dyskusjom o tym, co powinniśmy i co moglibyśmy robić w jednoczącej się  Europie, w czym pod tym względem  możemy być wzorem, zatem przy czym  uparcie obstawać.

odniesienia

Przemianom modernizacyjnym w Polsce, najczęściej  kiełkującym  w drugiej połowie  XIX i na przełomie XX wieków, czasami wcześniej, poświęciła  książkę dr Magdalena  Gawin pracująca w warszawskim  Instytucie Historii PAN im. Tadeusza Manteufla, dając jej tytuł „Bilet do nowoczesności”*. I już ten tytuł zdradza nastawienie autorki, jakkolwiek  przystępując do lektury nie wiemy czy to bilet normalny czy może ulgowy, przysługujący dzieciom, uczniom, studentom, tj. osobom które dopiero uczą się świata oraz  emerytom, mającym prawo  nie wysilać się już nad jego poprawą. Na końcu okazuje się biletem  wielokrotnym.  Od razu  też trzeba powiedzieć, że nie jest to lektura konsolacyjna, uspokajająca i lecząca  z kompleksu zacofania wymownymi przykładami jak  je przezwyciężaliśmy. Poruszając pamięć, u starszych i wyobraźnię, u młodych, budzi raczej poczucie powinności wobec tych, co w nieporównanie trudniejszych warunkach podejmowali  zadania częstokroć pionierskie.

Jeszcze jeden walor książki Magdaleny Gawin zasługuje na podkreślenie właśnie dzisiaj. Autorka, choć przypomina nieraz bardzo szczegółowo spory, jakie towarzyszyły  modernizacyjnym poczynaniom,  nie uogólnia  postaw stron owych sporów, co bardzo łatwo  pozwoliłoby je  przenosić w aktualne wzajemne oskarżenia ortodoksów tradycji, używających  słowa: retro jak największej bezdyskusyjnej pochwały,  w opozycji do  tych, którzy oglądanie się wstecz uważają za stratę czasu, tradycję za rezerwuar podejrzanych fabuł.

Pomocna w  podejściu do  zagadnienia modernizacji jest znajomość wspomnianego  tła, na jakim  mieściła się Polska – od końca XVIII wieku, kiedy to  oświeceni z  kręgu Stanisława Augusta zaczęli krytykować i wyszydzać w satyrach jej zacofanie, mierzone dystansem do Zachodu, przede wszystkim Francji.  Nie minął wiek, gdy  autor  „Pana Tadeusza” wyśmiewał „modę francuszczyzny” jako powierzchowne  naśladownictwo, a nie  czerpanie pożytecznych wzorów od   obywateli bardziej cywilizacyjnie rozwiniętego kraju. 

Magdalena Gawin zwraca uwagę na potrzebę różnicowania odniesień przy  próbach ustalenia  miejsca na mapie nowoczesności czy też dążeń do niej: „Państwa bałkańskie stanowiły największy biegun zacofania na niemal każdym poziomie: oświatowym, gospodarczym i cywilizacyjnym. Dziewiętnastowieczne Królestwo Kongresowe z pewnością nie było nowoczesne w porównaniu z Francją, ale stanowiło najlepiej zurbanizowany i uprzemysłowiony obszar  imperium rosyjskiego./.../. kraje uważane za nowoczesne miały (i mają) własne peryferie i zasklepiałe sektory. Henryk Sienkiewicz, przemierzając koleją Stany Zjednoczone, zanotował, że niektóre rejony Ameryki wyglądają jak „zapadłe strony Podlasia lub Pińszczyzny”. Pociecha stąd  doraźna,  nauka – dla potomnych dopiero – taka, że „zapadłe strony” mogą się zmienić nie do poznania, a czas, w jakim się to dzieje  zależy od  gospodarzy takich stron.

Pierwszy (z czternastu) esej „Biletu do nowoczesności” prezentuje okoliczności historyczne, w jakich rodziły się  idee modernizacyjne, czynniki decydujące o ich realizacji  oraz towarzyszący temu  dyskurs w środowiskach  humanistycznych. „...kluczowym elementem modernizacji w schyłkowej epoce nowożytnej i XIX wieku było państwo, które dostarczało  niezbędne narzędzia modernizacyjne i generowało wolę zmiany. Gospodarki autonomicznej Galicji, państwa niesuwerennego, ale praworządnego, gwarantującego swobody językowe i kulturalne, nie udało się zmodernizować przez ponad 40 lat, ponieważ stolicy Austro-Węgier nie opłacało się inwestować w obszar położony za Karpatami. Płynie stąd wniosek, że decyzje modernizacyjne wykraczają poza zwykły bilans ekonomicznych strat i zysków, są częścią polityki. Modernizacja uzależniona jest także od ciągłości instytucji, transferu wiedzy i doświadczeń, kumulacji dóbr, szacunku dla prawa, wzajemnego zaufania, bez których nie mogą funkcjonować mechanizmy rynkowe; słowem od tego wszystkiego, co Polska traciła w wyniku rozbiorów, wyniszczających wojen i okupacji.” Osobną uwagę autorka poświęca tej  przeszkodzie na drodze Polskiej (i krajów Europy Wschodniej) w modernizacji, jaką stała się  „żelazna kurtyna” rozgraniczając obszary  rozwoju od  obszarów stagnacji.

nieznane o znanym 

Czytając  kolejne eseje Magdaleny Gawin przypominałam sobie różne fakty, znane albo z autopsji albo z relacji, albo z innych lektur, porządkowane w tej książce  wedle kryterium modernizacyjnego, co nadawało wielu z nich nowe i większe znaczenie.

Na przykład: pokój dziecinny, który sama miałam krotko, we Lwowie, bo podczas wojny, gdy Niemcy zabrali nam część mieszkania,  stał się gabinetem lekarskim mego ojca – zobaczyłam jako przejaw nowoczesnego podejścia rodziców do kwestii dzieciństwa, które zdaniem Magdaleny Gawin – bogato udokumentowanym – zaczęto w Europie „wymyślać” w epoce późnego oświecenia. Świadectwa czasów wcześniejszych, przede wszystkim malarstwo, mówią o traktowaniu dzieci jak „niegotowych jeszcze” dorosłych, istoty  słabsze pod każdym względem, dość powszechnie narażone na śmierć. Należały im się zabiegi „hodowlane”,  pozwalające śmierci  oraz chorób (o co było trudno) uniknąć.

Upodmiotowienie dziecka, zatem i uwaga zwrócona przez  filozofów, psychologów, ale i artystów na dzieciństwo, jako czas formowania się przyszłych pełnoprawnych członków, najpierw rodziny, potem społeczeństwa, nadszedł na przełomie XIX i XX wieków. Wtedy też doszły wyraźnie do głosu   koncepcje wychowawcze, tak określone przez autorkę „Biletu do nowoczesności”: „W XVII-wiecznej Europie ukształtowały się dwie postawy wobec dziecka: pierwsza  przejawiała się w powściąganiu uczuć i uznawaniu prymatu dyscypliny w wychowaniu, druga wyrażała się w okazywaniu dziecku czułości. Te dwie postawy towarzyszą nam do czasów współczesnych.” Pokój dziecinny był wyrazem  podmiotowego traktowania, bardziej jeszcze wymogiem szeroko rozumianej higieny i atrybutem zamożności. Myślę (i wiem), że możliwe jest  harmonijne współdziałanie obu wymienionych koncepcji wychowawczych, co zresztą   poświadczają przytoczone w książce świadectwa  Narcyzy Żmichowskiej, Heleny Boguszewskiej, Elizy Orzeszkowej, które opisały swoje dzieciństwo  bez opóźnień w stosunku do  literatów w innych krajach.

O  Gdyni, wyrosłym na nadmorskich wydmach, nowoczesnym  polskim porcie i   mieście, które  rychło tętniło życiem – gospodarczym, handlowym i towarzyskim, czytelnicy na ogół wiedzą więcej niż o   zagospodarowaniu półwyspu Helskiego, gdzie w latach międzywojennych trzeba było doprowadzić elektryczność, kanalizację, wybudować drogi, żeby mogła powstać Jurata - modny kurort, którego stałym bywalcem był  m.in. Stefan Osowiecki, uwodzący eleganckie towarzystwo popisami  jasnowidzenia.

W tym samym czasie, przerwy między dwiema wielkimi wojnami, powstały kurorty nadrzeczne – mały Brok nad Bugiem,  stworzony przez  Tomasza Janiszewskiego, Ministra Zdrowia Publicznego w Drugiej Rzeczypospolitej (pierwowzór doktora Judyma), którego  córka, pani wówczas dziewięćdziesięcioletnia, opowiadała mi o tamtejszym domu, gdzie przy wielkim stole,  specjalnie zamówionym przez ojca, zasiadała  do Wigilii bardzo liczna rodzina.

Nad Dniestrem wyrosły  Zaleszczyki – uzdrowisko nie ustępujące wyposażeniem w  turystyczne atrakcje filmowym miejscowościom Lazurowego Wybrzeża, pośród morelowych i brzoskwiniowych sadów, owocujących w tamtejszym łagodnym klimacie osłoniętego od wiatrów zakola rzeki. Do Zaleszczyk przyjeżdżali LuX Torpedą (pamiętam tę nazwę wymienianą w moim lwowskim domu) Wacław Sieroszewski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski, ale także rodziny oficerskie, dla których wzniesiono  specjalne domy i   mniej zamożni  kuracjusze kwaterujący w zaadaptowanych chatach okolicznych chłopów.  Od Magdaleny Gawin dowiadujemy się o podobnym rozmachu  rówieśnych kurortów: Druskiennik, gdzie  bywał co roku Józef Piłsudski i Truskawca, dokąd z sąsiedniego Drohobycza zaglądał Bruno Schulz.

Jeśli się zastanawiamy dlaczego, po z górą stuleciu zaborów, Polski organizm państwowy szybko się zrósł, mimo  niemałych różnic w rozwoju cywilizacyjnym  poszczególnych jego części, trzeba postudiować, choćby pobieżnie, losy  inteligentów z przełomu   poprzednich dwu wieków. Porzucając  stereotypową opozycję: romantyzm – pozytywizm, bowiem większość  prezentowała  najlepsze cechy obu tych postaw.

Z szlacheckich  najczęściej dworów wynieśli przekonanie, że  trzeba się przygotować do służenia ojczyźnie, gdy będzie wolna, a co do tego nie mieli wątpliwości. Studiując na zachodnich uniwersytetach poznawali nowe  prądy umysłowe i nowe sposoby różnorakiej służby. W 1918 roku byli gotowi stanąć do działania tam gdzie to było najpilniej potrzebne.

Jeden z esejów, ten nawiązujący  tematycznie do tytułu książki, Magdalena Gawin nazwała: „Koleje kolei”, poprzedzając   tytułowe koleje, czyli rys historyczny,  zestawieniem utworów literackich i filmowych, w których kolej jest  narzędziem losu albo miejscem akcji. Od siebie dodam tu opowiadania Stefana Grabińskiego (nazywany polskim Poe, pionier  fantastyki) o demonicznym siłach rządzących pokonywaniem przestrzeni koleją żelazną i wywoływanych przez nie  niewytłumaczalnych zdarzeniach.

Niemniej zadziwiająca jest spisana przez autorkę chronologia powstawania sieci kolei w  Drugiej Rzeczypospolitej z odziedziczonych po zaborach różnej „gęstości' i różnego poziomu technicznego fragmentów.  Tempo tego procesu może  budzić zazdrość podobną jak przysłowiowe regulowanie zegarków wedle przyjazdów i odjazdów polskich przedwojennych pociągów.

nowoczesność dwuznaczna

Oświeceniową wiarę w  potęgę rozumu, przekonanie że działa on  na korzyść człowieka, zatem i w  bezwarunkowe dobrodziejstwo nauki, zachwiała już pierwsza wojna światowa, a  zrzucenie bomby atomowej na japońskie miasta po zakończeniu drugiej, przyniosło  szereg krytycznych  wypowiedzi oraz publikacji, by wymienić  jedną szeroko znaną: „Jaśniej niż tysiąc słońc”, w której autor  Robert  Jungk opisał zaangażowanie czołowych ówczesnych fizyków w niszczycielski  Projekt Manhattan i ich dylematy moralne.

Magdalena Gawin  od szeregu lat zajmuje się naukowo zagadnieniami eugeniki. Opublikowała kilka prac na ten temat,  nawiązując doń w końcowych esejach „Biletu do nowoczesności”, które  poświeciła wątpliwościom w wartość prawdy naukowej ogłaszanej bez uwagi na moment historyczny, czyli relacji między odkryciem i jego zastosowaniem, która  nie znalazła dotąd normatywnej postaci i raz po raz  angażuje umysły ludzi nauki, szczególnie mocno  gdy pojawia się wizja totalnego zagrożenia.

Niezwykle wymownym przykładem jest tu działalność Polskiego Towarzystwa Eugenicznego (jednego z najliczniejszych stowarzyszeń w międzywojennej Polsce), które powołali w roku 1922 wybitni  przedstawiciele nauk medycznych i społecznicy, m.in. wspomniany prof. Tomasz Janiszewski i psychiatra prof.  Witold Chodźko. Należał doń Ludwik Hirszfeld, ojciec immunologii, którą rozwijał po wojnie we Wrocławiu, którego  wtedy poznałam w domu moich rodziców, wiedząc już o tym jak bardzo się narażał   przemycając do  getta (sam ukrywał się po stronie aryjskiej) szczepionkę przeciwtyfusową wytwarzaną w lwowskim instytucie Weigla z karmionych przez Polaków wszy.

Odbiegłam od książki, ale to  ona  wywołuje rozległe skojarzenia, każe  wspominać i rewidować  zakorzenione, czasem mocno, przeświadczenia. Dzieje się to zwłaszcza przy lekturze tych   esejów, gdzie mowa o  dwuznaczności uwiedzenia możliwościami nauki i pokusach popełnienia znowu grzechu pierworodnego, tj. uzurpacji stwórczych, do jakich należy  poprawianie rasy, czym były programy eugeniczne. „Idealny obywatel, według koncepcji polskich eugeników, miał być wydajnym pracownikiem w czasie pokoju i dobrym żołnierzem podczas wojny. Eugenicy doszli do wniosku, że prowadzone przez nich poradnictwo zawodowe i małżeńskie, propaganda abstynencji i higieny są środkami daleko niewystarczającymi na drodze do poprawy rasy. Aby osiągnąć upragniony cel, należało zastosować środki dużo bardziej zdecydowane: izolację i sterylizację „typów niepożądanych”. Kategorię tę stosowali do epileptyków, gruźlików, głuchych, niewidomych, opóźnionych w rozwoju, chorych psychicznie, alkoholików, prostytutek i przestępców.”

Ruch anti science narodził się w zachodniej Europie dużo później, w latach siedemdziesiątych, z niepokoju wywołanego  obserwowaną  degradacją środowiska naturalnego i wyścigiem zbrojeń niosącym zagrożenie nuklearne. Od tamtego czasu pojęcie postępu jako  niehamowanego dążenia do  coraz to nowych osiągnięć w czynieniu Ziemi poddaną ludziom, przestało być jednoznacznie afirmatywne. Nie tak dawno pojawiło się zaś pojęcie zrównoważonego rozwoju, czyli pomnażania dóbr, które  ułatwiają życie i czynią je atrakcyjnym, z oglądaniem się na  szersze i dalsze tego skutki, jakie tylko w części dadzą się przewidywać.

Nowoczesność cywilizowane społeczeństwa postrzegają dzisiaj jak cel, do którego  zbliża je niezakłócony rozwój  gospodarki oparty na naukowych podstawach, rewidowany również przez  osiągnięcia nauki.

Czy Polska  musi jeszcze przezwyciężać zacofanie, zatem  skupiać wysiłki na doganianiu  zachodniej Europy? Lektura książki Magdaleny Gawin nie daje definitywnej odpowiedzi. Pokazuje  momenty historyczne, do których warto  powrócić pamięcią, żeby znaleźć nie tylko otuchę,   pomocne rady, ale i przestrogi (vide eugenika) przed  manowcami ponętnymi dla  ambitnych w doganianiu umysłów. Końcowy esej nosi tytuł: „Ucieczka  myślenia z uniwersytetu” i jest  głosem w aktualnej (zapowiadającej się na długo) dyskusji o, mówiąc najogólniej,  przekształcaniu się klerków, tj. myślicieli w specjalistów, zaprzątniętych  wymianą  doraźnych spostrzeżeń na bardzo liczebnych transkontynentalnych spotkaniach, wpisywanych do agendy  lata naprzód. Jest tam także mowa o kondycji humanistów, stanowiącej  ostatnio w Polsce przedmiot troski i sporu.

* 

Uważna lektura „Biletu do nowoczesności” upewniła mnie, że jest to...bilet powrotny. Zawinione przez historię zacofanie Polskie elity  dostrzegły i oceniły wcześnie, wtedy gdy przezwyciężanie go było   prawie niemożliwe, jako że  zacofanie podbitego kraju   leżało w interesie zaborców i jego utrzymanie stanowiło istotny cel ich polityki. Podobnie jak w powojennym okresie sowieckich wpływów.

Poczynania na rzecz nowoczesności podejmowane wtedy, bywały  pionierskie, Stanowią teraz wianio wnoszone przez nas, powracających do  wspólnej Europy..

*     Magdalena Gawin „Bilet do nowoczesności”, Teologia Polityczna, Warszawa 2014

Bilet do nowoczeności

Magdalena Gawin

  • Oprawa: miękka
  • Format: 148x210
  • Liczba stron: 237
  • Wydawnictwo: Teologia Polityczna
  • ISBN: 978-83-62884-76-6

Felietony i eseje z różnych dziedzin życia społecznego.

Bilet do nowoczesności” to felietony i eseje o fenomenach z różnych dziedzin życia społecznego. Pisane wspaniałym, literackim językiem, łączą w sobie lekkość i przystępność z ogromną erudycję.

W książce mowa o kinie Kieślowskiego, rzekomym zacofaniu Polaków, literaturze PRL-u, historii polskich elit czy o zmianach w wystroju wnętrz mieszkań Polaków na przestrzeni lat. Znajdują się w niej studia poświęcone Polkom szczególnie zasłużonym dla nauki i kultury: Marii Skłodowskiej-Curie, Marii Rodziewiczównie czy Marii Konopnickiej.
Książka Magdaleny Gawin „Bilet do nowoczesności” jest najciekawszą, najbardziej oryginalną i najlepiej napisaną książką z dziedziny historii polskiej, jaką w ostatnich latach czytałam. Świetna, bogata w źródła lektura i niezwykle imponujące osiągnięcie.

Agnieszka Kołakowska

Oryginalność tych szkiców polega na tym, że autorka, niejako na oczach czytelnika, sama stwarza przedmiot badań. Powstałe z ciekawości, z pasji poznawczej, z umiejętności innego spojrzenia na historię i jej bohaterów szkice Magdaleny Gawin są nie tylko znakomitym badawczym, ale także dydaktycznym, osiągnięciem autorki.

Prof. Włodzimierz Bolecki

 
Magdalena Gawin (ur. 1972) - historyk idei i eseistka, pracownik naukowy Instytutu Historii PAN. Zajmuje się dziejami XIX-XX wieku. Debiutowała książką na temat polskiego ruchu eugenicznego. Publikowała m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Rzeczpospolitej”, „Wiedzy i Życiu”, „Teologii Politycznej”.


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.