Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wojciech Tomczyk: Dzieje jednej szyby, czyli jak rozpętałem stan wojenny

Wojciech Tomczyk: Dzieje jednej szyby, czyli jak rozpętałem stan wojenny

Stan wojenny wprowadzono przeciw filmom. Czy właściwie przeciwko temu fenomenowi, jakim na przykład jest ludz­ka rozmowa, przedstawienie teatralne, film wreszcie. Do zaistnienia filmu zasad­niczo potrzebne są dwie grupy ludzi — twórcy i publiczność. Z obiema tymi grupami należało się rozprawić – pisał Wojciech Tomczyk w „Tygodniku Literackim”.

Wydaj z nami Dramaty Wojciecha Tomczyka!

Pamiętam jak dziś. Toczyliśmy bój nasz, w przeczuciu, że może być ostatnim. W samo południe dwunas­tego grudnia roku pamiętnego szturmowa­liśmy kino. Kino nazywało się „Pierwszy Maj", ale nam nie szło o nazwę. Nam chodziło o film. Film w owym czasie nie najnowszy — bo dziesięcioletni. Walczyli­śmy o to, by obejrzeć film Andrzeja Wajdy — Piłat i inni.

To była konieczność. Te kilkadziesiąt osób musiało zobaczyć ten film. Koleżan­ka ze szkoły teatralnej (dziś znakomita aktorka) prowadziła nas jak Wolność Lud na Barykady. Bileterzy nie brali do ręki — byli przecież jak i my — Solidarni. Kino nabite, a tu jeszcze tylu chętnych — co mieli robić. I wtedy mój but — his­torycznej już dziś marki „traktor" — ja­koś tak sam poszedł na drugą stronę szyby. A ja za butem. Wolność za mną, a za nami reszta...

Iskrówka o tym incydencie błyskawicz­nie dotarła tam, gdzie od dawna pożąda­no wiadomości o pierwszej wybitej szy­bie. Decyzja generałów mogła być tylko jedna. O północy na terenie całego kraju wprowadzono mniejsze zło.

To wszystko zaczęło się znacznie wcze­śniej. Jeszcze za Edwarda. Trzeba przy­znać, że Gierek był jaki był, ale film zareklamować potrafił. Kampania pro­mocyjna takiego Człowieka z marmuru to była wspaniała robota. Przede wszystkim żadnej reklamy. Żadnych wzmianek w prasie i afiszy czy, nie daj Boże, reklam w telewizji. Kino „Wars" — jedyne, w którym film wyświetlano — zniknęło z repertuarów w prasie codziennej. Byłem pod tym kinem w drugim dniu pokazów. Na zazwyczaj opustoszałym Nowym Mieście zebrało się nas kilka tysięcy. I tu zajaśniało w pełni mistrzostwo polityków od kultury. Po dwu tygodniach z reper­tuarów w gazetach zniknęły dalsze dwa kina. Człowieka z marmuru obejrzały mi­liony ludzi. Potem pojawiły się kolejne filmy. Przed kinami, w których prezen­towano nowe filmy polskie, zaroiło się od „koników". Do kina wrócili ludzie, któ­rzy już długo długo przedtem zapuścili bamboszowe korzenie przed telewizora­mi. Lecz przede wszystkim w ciągu tych czterech lat wyrosło pokolenie, dla które­go pojawienie się nowego polskiego filmu miało swoją wagę, widzów, którzy o tych filmach rozmawiali, czytali. Widzów go­towych zacząć myśleć. Temperatura z ro­ku na rok rosła. Coraz więcej i więcej ludzi uczestniczyło w bitwach o Jak żyć, Robotników 80, Człowieka z żelaza. Oczy­wiście należało położyć temu kres. Na szczęście znalazł się jeden widz, który był tak niezręczny, że wybił butem szybę w kinie. Tę szybę, na którą generałowie czekali długie cztery lata. Szyba (obecnie mniemam przechowywana w Muzeum Wojska) pękła. Można było wysłać czołgi.

Stan wojenny wprowadzono przeciw filmom. Czy właściwie przeciwko temu fenomenowi, jakim na przykład jest ludz­ka rozmowa, przedstawienie teatralne, film wreszcie. Do zaistnienia filmu zasad­niczo potrzebne są dwie grupy ludzi — twórcy i publiczność. Z obiema tymi grupami należało się rozprawić. Do tego celu wynaleziono pewnego młodzieńca (nie przyjętego do ZOMO zapewne ze względu na nikczemny wzrost). Każdy, kto był komunistą albo dzieckiem, wie, że łatwiej jest burzyć niż budować. Także ten, niezbyt rozgarnięty facet i jego kom­pani spokojnie dali sobie z tym radę. Zresztą mieli w tym poparcie samego generała, który jeszcze w 1985 roku twier­dził — „My nie będziemy promować młodzieży o zachwaszczonej świadomo­ści politycznej" (styl może nie najlepszy, ale to często zdarza się, gdy idzie o prze­kład z niemieckich klasyków).

Jest rok osiemdziesiąty drugi. Wzmia­nkowany wyżej młodzieniec, z pewnością nie zachwaszczony, dziarsko bierze się do roboty. Musi, przypominam, z kina wye­liminować dwa czynniki — twórców i widzów.

Oczywiście, przyzwoici lu­dzie kręcili też przyzwoite filmy, na ogół potwier­dzając to, co wszyscy widzieliśmy. Filmy szły na półkę

Z twórcami nie było wielkiego kłopotu. Filmowiec w państwie totalitarnym jest skazany na współpracę z reżymem. Re­żym natomiast nie jest skazany na współpracę z nikim. Zresztą większość polskiej czołówki filmowej miała w tym momen­cie taką pozycję w dalekiej Europie, że od reżymu mogła potrzebować co najwyżej paszportu. Tak został wykonany pierw­szy krok. Krok na drodze budowy R.P. (Rumunii Północy). Kolejnym krokiem było zapewnienie twórcom pełnej swobo­dy twórczej. To nie jest przejęzyczenie. Naprawdę uważam, że w tych latach wolno było nakręcić każdy bzdet, każdy nonsens. Zaczął się złoty okres kina nie­mego, głuchego i ślepego. Kręcili wszyscy niewydarzeni aktorzy, niezdolni ope­ratorzy, margines środowiskowy.

Oczywiście, przyzwoici lu­dzie kręcili też przyzwoite filmy, na ogół potwier­dzając to, co wszyscy widzieliśmy. Filmy szły na półkę. Powstało też kilka obrazów wybitnych, tylko parę dobrze zrobionych filmów. Na osiem lat to stanowczo nie­wiele.

Publiczność tego znieść nie mogła. Po kilkunastu czy nawet tylko kilku wpad­kach na sam widok plakatu filmu pol­skiego widz uciekał choćby do Indii.

Tymczasem do kina wchodzą nowe roczniki widzów. Oni już nie mają okazji, aby zainteresować się filmem polskim lub przynajmniej poczuć do niego sympatię.

Po prostu starych filmów się nie pusz­cza, nowych jest za mało. Lecz nie samym kinem polskim człowiek żyje. Oczywiście, istniały na świecie kraje, których produk­cja filmowa znajdowała się poza zasię­giem pały generała. Produkcja owszem, ale nie rozpowszechnianie tych filmów w Polsce. Tu do akcji wkroczyli krytycy filmowi. Krytyka filmowa wciągnęła na maszt czarną flagę i ogłosiła permanent­ny kryzys kina światowego. Starzy mist­rzowie w piętkę gonią, nowych oczywiś­cie nie widać. Następnie ci sami ludzie działający w tak zwanej komisji zakupów zaczęli dostarczać nam dowodów ostate­cznego upadku kina światowego. Opera­cja ta odbywała się pod hasłem „Świat zwariował! Jeśli chcesz iść do kina mózg zostaw w domu!"

Jeśliby stworzyć listę stu najlepszych filmów dekady, którą w Polsce uczczono stanem wojennym — to dobrze się stało jeśli dziesięć z nich trafiło na polskie ekrany. Nie chodziło o pieniądze — w tym samym czasie sprowadzano wszystkie bodaj najdroższe filmy wszech­świata. Chodziło o to, by wychowywać generację pacanów, którym kino będzie się kojarzyć wyłącznie z mordobiciem, korupcją nowojorskiej policji, ewentualnie jakimś skośnookim dziadkiem, który ma niezwykłą parę w palcach, albo co ciekawsze w oczach. Chodziło o to, aby już nigdy nikt nie wybił ani jednej polskiej szyby, wdzierając się na polski, czeski czy brytyjski film. Istnieje tylko jeden bez­pieczny sposób na zostawienie mózgu w domu — zostać razem z nim. Widzowie odwrócili się plecami do kina. Strategicz­ny cel stanu wojennego został osiągnięty. Można było siadać do okrągłego stołu. I wznieść toast:

Byle polski film urwany
byle polska szyba cała

Felieton ukazał się w „Tygodniku Literackim”, 3/1990

Wydaj z nami Dramaty Wojciecha Tomczyka!


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.