Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Konrad Ludwicki: Macondo i „Gra w klasy”. O Márquezie i Cortazarze słów kilka

Konrad Ludwicki: Macondo i „Gra w klasy”. O Márquezie i Cortazarze słów kilka

Nikt nie ma wątpliwości co do tego, iż to przede wszystkim Márquez tak bardzo upowszechnił literaturę realizmu magicznego. Niemniej drogi przecierał mu Julio Cortazar – trzynaście lat starszy, ale należeli właściwie do tego samego pokolenia. Obaj są współtwórcami nie tylko nurtu literatury iberoamerykańskiej, ale i konstruują pisarstwo osobliwie metafizyczne. Piszę „osobliwie” bowiem fenomeny, których nie umiemy zrozumieć (a tak bywa w narracji obydwu) wypada nazwać duchem – pisze Konrad Ludwicki w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Márquez i generacja (nie)rzeczywistości”.

Przeszło pięć dekad temu chilijski pisarz Jose Donoso – autor m.in. Plugawego ptaka nocy –  w kontekście literatury latynoamerykańskiej, stwierdził:

Wśród pisarzy boomu możemy wyróżnić cztery nazwiska, które stanowią dla publiczności samą śmietankę, sam miąższ, a które – jako należące do przypuszczalnych „szefów mafii” – były i są do tej pory zarówno z największą przesadą chwalone, jak i z największą przesadą krytykowane. Są to: Julio Cortazar, Carlos Fuentes, Gabriel García Márquez i Mario Vargas Llosa. [1]

Z wymienionej czwórki skupmy się na dwóch nazwiskach: Cortazara i Márqueza. Prawdę mówiąc, niełatwo pisać o jednym bez pamięci postaci drugiego. Przywołani prozaicy to klasycy i nowatorzy literatury nie tylko iberoamerykańskiej. Obaj też – na szczęście – są autorami tak pełnymi sprzeczności i nieokreśloności, że miano tylko „klasyków” jest dla nich nazbyt ciasne.

Kolumbijski pisarz Gabriel García Márquez (1927) urodził się i wychował w miejscowości Aracataca. Miejscu, które stanowi część geograficznej i kulturowej strefy Karaibskiej. Istnieje sporo podobieństw między tą miejscowością a fikcyjnym Macondo z powieści Sto lat samotności (1967). Márquez szybko porzuca prawnicze studia w Bogocie, zaczynając pracę jako dziennikarz i twórca reportaży oraz opowiadań. W 1955 roku wyjeżdża do Europy – m.in. przebywa w Paryżu. Potem jest Hawana, Nowy Jork i Meksyk. Od zawsze był zaangażowany politycznie w sprawy dotyczące Ameryki Łacińskiej. Najczęściej po jej lewej stronie (por. szkic Plying the Words).

Jego sławne, powieściowe Macondo, wraz z mieszkańcami, cokolwiek zagubione wśród bagien, w ciągu tytułowych stu lat rozwija się do rozmiarów sporego miasta. To miejsce wymyślone, ale też potencjalnie możliwe. Okolica niewykluczona jako pewien świat kulturowy. To świat egzotyczny, w którym dzieją się rzeczy niezwykłe, ale i bardzo normalne. Zdarzenia te animizują właściwy dla autora klimat nie tylko Kolumbii, ale całej Ameryki Południowej. Musi zatem być w tym wszystkim również samotność wykreowanych bohaterów. Postaci naznaczonych jakimś piętnem przeznaczenia i tragedii. Prawdę mówiąc, ów świat bohaterów stanowi pewien margines. Są wyizolowani, podobnie zresztą jak odosobniona jest ich osada. Ważniejsze de facto są duchy – duchy i zjawy z bliższych i dalszych czasów. Rzec można, iż czytamy epicką fantasy i sagę rodzinną. To, co się przydarza, to wydarzenia i czynności, które niejako już kiedyś były, mimo że są świeże i dziewicze. Całość fabuły ma wyłącznie swoją hierarchię sensów, swoje sygnatury i swoje sacrum. Podobnie ma własny, indywidualny koszmar. Jak, przykładowo, „(...) straszliwy los kobiety, która co wieczór o tej samej porze przez sto pięćdziesiąt lat z rzędu będzie musiała przeżyć karę ścięcia głowy za to, że zobaczyła coś, czego nie powinna była widzieć”. [2]

Nikt nie ma wątpliwości co do tego, iż to przede wszystkim Márquez tak bardzo upowszechnił literaturę realizmu magicznego. Niemniej drogi przecierał mu Julio Cortazar – rocznik 1914, zatem trzynaście lat starszy, ale należeli właściwie do tego samego pokolenia. W gruncie rzeczy może i wspólnie przecierali owe szlaki. Obaj bowiem są współtwórcami nie tylko nurtu literatury iberoamerykańskiej, ale i konstruują pisarstwo osobliwie metafizyczne. Piszę „osobliwie” bowiem fenomeny, których nie umiemy zrozumieć (a tak bywa w narracji obydwu) wypada nazwać duchem. Pisarze ci infiltrują realność (cóż to takiego owa „realność”?), fantastykę, surrealizm... nie wprowadzając przy tym świadomie żadnych gatunkowych rozróżnień. To ich twórczość była różnorodna – zarówno w poetyce, jak i w treści. Terminologia w ich przypadku będzie zatem zwrotami aluzyjnymi – nazwami umownymi. Zauważa to Adam Elbanowski, który w kontekście Cortazara pisze:

Oto linia realistyczna przechodzi niepostrzeżenie w fantastykę i tworzy „jeden” barwny węzeł, nurt obyczajowy splata się z groteską i absurdem, tendencja surrealistyczna z dokumentalizmem. Granice gatunkowe stale zachowują płynność. Linie tendencji literackich są w ciągłym ruchu, a pojęcia i kategorie w odniesieniu do pisarstwa Cortazara zawsze będą nazwane umownymi. [3]

Pisarz, jak wiadomo, często eksperymentował, w zakresie formy, czasu, przestrzeni. Niemniej jego nowatorstwo, nie było wyłącznie eksperymentem samym w sobie, lecz było tworzywem do innych celów – jak chociażby do pogłębienia treści. Do bardziej wnikliwego opisu. Jego Gra w klasy (1963) jest kulminacją takiej poetyki. Jest jednocześnie fundamentem nowej koncepcji literatury w ogóle – nie tylko iberoamerykańskiej. Gra w klasy to nade wszystko – co tak często pojawia się w opracowaniach nt. tej powieści – gra wyobraźni. Z dadaistycznymi wręcz łańcuchami asocjacji i skojarzeń. Jeśli lektura Cortazara to wyłącznie w przekładzie Zofii Chądzyńskiej. Tłumaczka, która w swym arcyciekawym (a może i najlepszym w ogóle tekście nt. tej powieści) Posłowiu snuje takie refleksje:

Powieść Cortazara jest wyznaniem wiary człowieka, dla którego „to, co jest z założenia sprzeczne, jest samą prawdą”, jest walką poezji z filozofią, tego, co proste z tym, co sztuczne (i na odwrót), ironii z autoironią, litości z okrucieństwem, sadyzmu z masochizmem; jest wyznaniem wiary człowieka, który ma wiele do dania, którego stać na szczodrość, który nie zniża się do czytelnika (czym by go w swoim pojęciu obrażał), lecz traktuje go jak równego partnera, i to partnera czynnego, któremu pozostawiona jest inicjatywa takiego czy innego odczytania książki. [4]

Każde istnienie jest zapowiedzią rozkładu. Jest antycypacją śmierci. Tego, co stanowi szczęście bytu nie jest łatwo ująć w karby literatury. Cortazar ujmuje to idealnie, jakkolwiek wciąż czuje nieustanne niezaspokojenie. Doświadcza ciągłego niespełnienia i w życiu i w swoim pisaniu. Argentyńczyk w całej swojej twórczości szukał i budował własną estetykę fantastyczną. Z realizmu przechodził w nieprawdopodobieństwo, gdzie surrealizm łączył się z groteską i nonsensem. To kolejna wielka powieść, o wielości nas  i wielości ja. O nieustannym byciu sobą i byciu poza sobą. O ustawicznym podglądactwie drugiego, trzeciego i kolejnego wydarzenia oraz epizodu egzystencji. To wprawia czytającego w dziwne rozmarzenie. Jednocześnie jest w tej powieści „(...) wszystko, co może być myślącym ludziom potrzebne do rozmowy”. Przywołajmy raz jeszcze Zofię Chądzyńską:

Kiedyś zobaczyłam u młodej malarki leżący na półce egzemplarz Gry w klasy, dziwnie jakoś szczupły, związany wstążką do włosów. „Rozmawiam z moim chłopakiem za pomocą tej książki. O czymkolwiek mówimy, wyszukujemy u Cortazara odpowiedzi, on w swoim egzemplarzu, ja w moim. Jest tu wszystko, co może być myślącym ludziom potrzebne do rozmowy. Po prostu wyrywamy więc kartkę po kartce...” Mam nadzieję, że chowają te kartki. Powstanie z nich nowa książka, za pomocą której będą mogli dalej ze sobą rozmawiać. [5]

Jestem, generalnie, przeciwnikiem wyrywania kartek z książki. No, ale jak czyni się to z taką finezją i wdziękiem jak przywołana para, to czemu nie? Wszak świat można pojmować również poprzez literaturę oraz sztukę. Może i literaturę i słowo przede wszystkim. Podobnie jak „Etienne i Perico rozmawiali o możliwości objaśniania świata poprzez malarstwo i słowo”. (J. Cortazar Gra w klasy s. 45)

dr Konrad Ludwicki

Fot. Susan Meiselas / Magnum Photos / Forum

Przypisy:

[1] J. Donoso, Moja osobista historia boomu, tłum. E. Komarnicka, Kraków 1972, s. 97.

[2] Gabriel Garcia Márquez, Sto lat samotności, przeł. G. Grudzińska, K. Wojciechowska, Warszawa 1997, s. 40.

[3] A. Elbanowski, „Obrzęd, Gry, przejścia”. Opowiadania Cortazara, W: „Literatura na świecie” 1985, nr 2, s. 107.

[4] Z. Chądzyńska, Posłowie, W: Julio Cortazar, Gra w klasy, przeł. Z. Chądzyńska, Warszawa 2002, s. 667.

[5] Tamże, s. 669

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

05 znak uproszczony kolor biale tlo RGB 01


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.